wtorek, 11 czerwca 2013

8. Bieg Filipidesa i upalna dziesiątka.

     W minioną sobotę (8.06) wybrałam się z chłopakiem do Pasłęka na zawody dziesięciokilometrowe. Pojechaliśmy razem z Piotrem z Grupy Trójmiasto, który okazał się być nie tylko świetnym sportowcem, ale też niesamowitą osobą. Rozmawiając na różne tematy, od biegania po matematykę, czas minął nam wyjątkowo szybko. Już o pierwszej byliśmy na miejscu, mieliśmy dwie godziny do startu. Biuro zawodów mieściło się w Zespole Szkół Powszechnych.
     Mimo, że Pasłęk nie jest Gdańskiem, szkoła posiada własny tartan i bieżnie, zaplecza sportowego mogłaby pozazdrościć niejedna trójmiejska szkoła.
     Czekając na start wylegiwałam się w cieniu drzewa. Wzięłam parę gryzów bułki z dżemem pigwowym, popiłam wodą i niedługo potem można było przystąpić do rozgrzewki. Zrobiliśmy parę wolnych okrążeń i przyspieszeń, standardowe wymachy i szybko na linię startu. Było upalnie, ale w porównaniu z Kwidzynem do zniesienia.
     Trasa składała się z pięciu okrążeń - 4 większych i jednego mniejszego. Miało to swoje plusy i minusy. Zdecydowanym plusem był ciągły doping mieszkańców Pasłęka, zaś minusem pewna monotonia. 



Standardowy kłosek na zawody

     Zawody były raczej kameralne, jeżeli porównamy je z tymi w Gdyni, gdzie startuje parę tysięcy osób. W Pasłęku limit osób wynosił 500. Przyjemnie było biegać dla odmiany bez tłumów. Dla Pasłęka Bieg Filipidesa był zdecydowanie poważnym przedsięwzięciem i jedną z główniejszych imprez. Niesamowite było zaangażowanie dzieci wystawiających piątki na każdym kółku, mieszkańców głośno dopingujących, władz miasta, które klaskając zagrzewały do walki. Szczególne podziękowania dla tych, którzy sprawiali biegaczom "prysznic" wężami ogrodowymi. Było ciężko. Należę do tych, co uwielbiają biegać zimą, a upał znoszę tak sobie. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo...

 Na trasie


     Co okrążenie polewałam się wodą i próbowałam coś wypić, jednak sztuka picia w biegu jest dla mnie nie do opanowania w dalszym ciągu. Niestety muszę się zatrzymać choć na chwilę, aby odpowiedni płyn wleciał tam gdzie powinien. Tracę na tym kilkanaście sekund, ale trudno, nie jestem cyborgiem ^^           
     Oczywiście najlepiej biegło się ostatnie kółko, kiedy wiedzieliśmy, że już zaraz meta. Udało się uzyskać 42:07 netto, co uważam za udany start, biorąc pod uwagę warunki pogodowe. Po biegu trochę czasu spędziłam w przebieralni na pogawędkach z innymi zawodniczkami, równie rozemocjonowanymi ;D, a potem musiałam opatrzyć nieznośny pęcherz na palcu. Cała wina w butach. Jeśli ktoś chętny do zakupu Nike Free Runów 3, parę razy założonych, w rozmiarze 39, chętnie sprzedam ;) 
     Udało się zdobyć 3. miejsce w OPEN kobiet.

Zeskakująca z podium z pięknym pucharem :)

Bieg Filipidesa zdecydowanie zaliczam do udanych. Poznałam świetnych ludzi, nawiązałam nowe znajomości i z pewnością przyjedziemy tu za rok. Zawody w małych miejscowościach mają swój urok i mam nadzieję, że będzie on przyciągał coraz więcej zawodników.

2 komentarze:

  1. aaale piękny puchar dostałaś! kurde, dawno już nie biegałam tak szybko, ale kolano mi niestety odmawia posłuszeństwa, kiedy się rozpędzam ;/
    Piękny miałaś wynik! W weekend miałam dwa kameralne biegi i w sumie nie wiem, które wolę bardziej - czy te mniejsze, czy większe, każde mają urok ;)
    zazdroszczę tego polewania wodą, to musiała być ulga!

    OdpowiedzUsuń
  2. gratuluję:) pięknie i zapraszamy ponownie :) na grilla też ;) Marcin mlba@interia.pl

    OdpowiedzUsuń