poniedziałek, 20 maja 2013

IV Bieg Papiernika w Kwidzynie na 10 km i pierwszy bieg wyjazdowy.

  Do ostatniej chwili nie wiedziałam czy uda się mi i mojemu chłopakowi wyjechać na wspomniany bieg Papiernika, który był całkowicie bezpłatny. Z Gdańska mieliśmy utrudnione połączenie, bo albo rozkład nie pasował albo trzeba byłoby się przesiadać i istniała szansa, że nie zdążylibyśmy. Szczęśliwie okazało się, że może nas podwieźć biegacz z Akademii Biegania w Gdańsku. Tym sposobem udało się zaliczyć pierwsze wyjazdowe zawody w Kwidzynie.
  Wyjechaliśmy w sobotę chwilę po ósmej, obowiązkowo rano zjedzony makaron z jogurtem naturalnym,a w plecaku bułka z dżemem. Jako, że nie mogę przekonać się do wieczornego ładowania węglami, wolę zjeść mniej rano, na parę godzin przed startem. U mnie zawsze się  sprawdza, daje dużo energii i  dzięki niemu nie czuję, że zabraknie mi sił na trasie. Dojechaliśmy po około dwóch godzinach na miejsce.              
   Naszym oczom ukazało się wielkie miasteczko biegaczy, jakby wielki festyn. Biuro zawodów mieściło się w ogromnym kompleksie sportowym tuż przy stadionie, z którego odbywał się start. Pierwsze 1300 osób otrzymywało pakiet  z zawartością: czapka z daszkiem Kalenji, frotka, tabletki Artresanu, mnóstwo ulotek i stos kartek na zapiski od głównego sponsora - International Paper. Gdyby nie oni ta impreza nie miałaby w ogóle miejsca. W środku był również numer startowy, który miał już w sobie wbudowany chip.

Ośrodek sportowy, a w nim biuro zawodów, depozyt, szatnie i prysznice.


.
  Start był o godzinie 11.15, pogoda do biegania, przynajmniej dla mnie, masakryczna, 31 stopni, środek dnia. Mimo to, atmosfera przed startem była niesamowita. Można było poczuć się jak na prawdziwych zawodach na stadionie: dookoła trybuny, tłumy kibicujących ludzi, orkiestra dęta i komentatorzy. Przed nami   wystartowały wózki, a później my. Robiliśmy okrążenie na stadionie, by następnie wybiec w  miasto. Kierowaliśmy się w stronę zakładów International Paper. W zasadzie dobre pół biegu było po terenach ich zakładu. Ogromnym zaskoczeniem były ilości kibiców na trasie. Do trzeciego kilometra kibicowały nam dzieci ze szkół z transparentami, trąbkami, wystawiające piątki każdemu przebiegającemu koło nich, zaś później ich rolę przejęli pracownicy IP, w fartuchach, kombinezonach roboczych, wyszli by dodać nam wsparcia w tym niełatwym biegu. W trzech  miejscach na trasie mieliśmy do dyspozycji wodę oraz gąbki z wodą, a rzeczą najwspanialszą były kurtyny wodne, przez które można było przebiec biorąc jakby szybki mini prysznic :) Uratowały one nie jednego biegacza. Organizatorzy dołożyli wszelkich starań, by biegło się w miarę znośnie w tak upalnych warunkach. Od środka się gotowałam i niejednokrotnie biłam z myślami o zejściu z trasy. I nieważne, czy idzie po naszej myśli, czy też nie, gdy wygramy walkę najważniejszą - z samymi sobą możemy być w 100% z siebie dumni. Widząc tabliczkę z napisem 9 km, zawzięłam się i dobiegłam, zmęczona bardziej psychicznie, niż fizycznie, przez nieustępliwy skwar. Każdy z 1300 pierwszych zawodników otrzymał medal i mnóstwo izotoników. Dodatkowo można było zjeść posiłek regeneracyjny - grochówkę oraz zrobić sobie zdjęcie z medalem, którego wydruk zalaminowany dostawaliśmy na miejscu.

Czapeczka z pakietu, izotoniki, wody, mokra koszulka i buty :)

 Po biegu od razu schowaliśmy się w cień, rozciągnęliśmy i rozłożyliśmy mokre rzeczy na słońcu. Niespodziewanie usłyszałam, jak komentator wyczytuje moje nazwisko, jednak nie przejęłam się, myśląc, że pełno jest osób o takim nazwisku. Dlatego też, gdy mój chłopak przybiegł z wiadomością, że mam piąte miejsce w open nie dowierzałam. Widziałam na liście startowej, że mało kobiet biegło - 315 , ale nie myślałam w ogóle o jakimkolwiek miejscu zważając na wynik daleko odbiegający od moich aspiracji - 43:32. Niesamowicie się ucieszyłam. Mimo, że liczyłam na lepszy wynik i w środku zawiodłam trochę siebie, to głowa usprawiedliwiała mnie, że przecież było dobrze, powinnam się cieszyć i być zadowolona, bo w takich warunkach biegać życiówki się nie da. Udało mi się zająć 1 miejsce w kategorii K 18-29 :).

Niezapomniane uczucie widzieć swoje nazwisko na takiej tablicy.

Po biegu można było skorzystać z pryszniców, szatni, toalet. Z takimi udogodnieniami nie spotkałam się jeszcze na żadnej imprezie. Tu wszystko było dopięte na ostatni guzik. Kiedy doprowadziliśmy się do porządku i pierwsze emocje opadły zjedliśmy coś czekając na losowanie nagród wraz z dekoracją.


Impreza była fantastyczna, z pewnością za rok zawitamy do Kwidzyna na V Bieg Papiernika. To nie były zwykłe zawody, a święto biegaczy. Można było przyjść z całymi rodzinami, bo wszędzie były stoiska z jedzeniem, wiele atrakcji dla maluchów, koncerty (m.in. zespół Wilki) i wiele innych. Widać było ile organizatorzy włożyli w te zawody po pierwsze pieniędzy, a po drugie, co ważniejsze, serca. Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli okazję zawitać do Kwidzyna 18 maja to gorąco polecam Wam tę imprezę, bo jak do tej pory była najlepszą biegową na jakiej kiedykolwiek byłam. I jeszcze kilka fotek z dekoracji i samego biegu :).

Ludzi było całeeee pole!

Biała bluzka i czapeczka plus czarne spodenki :)


Uścisk Radosława Dudycza - bezcenne :)



sobota, 18 maja 2013

Powrót do żywych.

 Dawno mnie tu nie było, ale wracam już do żywych. Niedługo ostatni egzamin za mną (we wtorek - ustny ang.), a potem wakacje, jakże upragnione! Reszta nie poszła źle, ale na pewno mogło pójść lepiej. Jeżeli chodzi o pozytywy to w końcu zdałam prawko, a dzień wcześniej z polskiego ustnego dostałam maxa. Moim tematem był obraz sportowca w tekstach kultury, motywy i funkcje na przykładzie dzieł. Szczerze mówiąc robiłam ją na ostatnią chwilę, a w poniedziałek dopiero uczyłam się jej mówić. Mimo wszystko jestem żywym dowodem na to, że jeżeli opowiadamy o czymś, co jest naszą pasją, to nie ma możliwości żeby było źle. W prezentacji jednym z prezentowanych dzieł był film pt. " Zwycięzca". Jeżeli będziecie mieli chwilę (film trwa koło 20 minut) gorąco zachęcam do obejrzenia, niesamowity motywator.
 Ostatnio też za bardzo nie miałam czasu na eksperymentowanie w kuchni, dlatego zamiast nowego przepisu owsianko-jaglanko wraz z ukochanym Fafikiem.


Ktoś ma chrapkę na moją owsiankę ^^



P.S. Jeszcze dziś albo jutro wpis o Biegu Papiernika :)